łem, aby jednak nie zmniejszać liczebności oddziału, nie stawałem przed nim, lecz w raz z nim w jednym szeregu. Kiedy Ojciec zbliżył się, my oddawaliśmy honory wojskowe, trąbiąc marsz generalny na ustach. Bryczka stawała, ja występowałem z szeregu i składałem Ojcu raport, poczem dopiero Ojciec pozwalał nam wsiąść do bryczki i przywitać się. Przybywszy do dworu, natychmiast zaciągaliśmy straż na odwachu, którym był stary lamus, prócz tego przed dworem stawialiśmy wartę honorową. Lamus, czyli odwach, służył też czasami za areszt. Pewnego razu z rozkazu Ojca zamknęliśmy w nim dziewczynę folwarczną, która kradła w ogrodzie jabłka.
Kiedyśmy zaczęli ją podglądywać, aby się przekonać, jakie wrażenie robi na niej ta kara, zauważyliśmy z oburzeniem, że dziewczyna najspokojniej na świecie śpi. Obrażeni tem, wrzuciliśmy jej do aresztu kilka zgniłych jaj, żeby jej karę obostrzyć. Teraz byliśmy już pewni, że została należycie ukarana. Po pewnym czasie przyszedł Ojciec i kazał więźnia wyprowadzić. Z nasrożonemi minami weszliśmy do „celi“, ale o dziwo! nikogo w niej nie znaleźliśmy. Dziewczyna rozsunęła sobie dwie deski w tylnej ścianie i przez ten otwór uciekła. Wyobrażam sobie, jak się śmiała zdaleka, patrząc na nas, pilnujących lamusa, w którym nikogo nie było.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/168
Ta strona została przepisana.