Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/172

Ta strona została przepisana.

wy, zapatrzyła się w talerz, który niesłychanie pstrokato wymalowała. Jest to typowo panieńskie malowanie, zimne i suche, ale które pośle się do Wiednia dla wypalenia, a potem zawiesi się w salonie. Takich rzeczy Mama robić nie umiała. Zato umiała prześlicznie haftować, i dotychczas jeszcze w rodzinie przechowuje się jej obrusy z monogramami w ujęciu prześlicznych kłosów pszenicznych, haftowanych złotym jedwabiem.
A dalej rzędem siedzą wujowie.
Wuj Kazimierz, lekarz i skutkiem tego cynik, bo taka była wtedy wśród lekarzy moda, postrach rodziny, dlatego że wszystkim mówił to, co uważał za prawdę. Nie bała się go tylko Mama, a zato on bał się jej, bo Mama potrafiła czasem tak dociąć, jak mało kto. Wuj Kazimierz jest brunetem, drobnego wzrostu, o smagłej, pociągłej, czarniawej twarzy i prześlicznych czarnych oczach, palących jak rozżarzone węgle. Ponieważ jest na wsi dla wypoczynku, wdział biały flanelowy kostjum. Słyszę, jak Mama, patrząc na niego z uśmiechem, mówi: — Kazek wygląda w tem ubraniu, jak mucha w śmietanie. — Wuj Kazimierz jest jako lekarz, poza Groblą.
Obok niego siedzi wuj Ludwik, po śmierci dziadzia — dusza Grobli, bo Prababcia już pracować nie może. Zato wuj Ludwik haruje jak wół i pracuje na całą rodzinę. Jest tak za-