Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/174

Ta strona została przepisana.

siłę. Rabindranath Tagore pisał kiedyś o brzegach Gangesu i o skalnych nadbrzeżnych jaskółkach, ale jeździł po tym Gangesie łodzią pstro umalowaną, mając samemu na głowie bramiński warkocz i pukle u uszu. Miał na tym Gangesie bezustanne jasnowidzenia à propos wielkiej wody. Ale jakie jasnowidzenia a propos wody wiślanej miewał wuj Ludwik, który za jej kaprysy musiał gotówką płacić, regulując jej bieg, o tem oczywiście nie wie nic Rabindranath Tagore, który jest tylko, filozofem, a nie polskim inżynierem, walczącym „malgré tous“.
Ten wuj, oprócz pchania do roboty „barabów,“, pchał też do roboty konie.
Za nim stoją bliźniaki, czyli tak zwane przez mego Ojca „Szczotki“, od fryzury, jaką nosili. Jeden z nich to wuj Józef, znakomity strzelec i agronom, o lwiej, srogiej twarzy — zresztą bardzo poczciwy chłop. Zdarzyła mu się nieprzyjemność, która znakomicie ilustruje jego wygląd zewnętrzny. Gdy raz siedział w kawiarni, ktoś, który pragnął go poznać, a dowiedział się od służby, że to właśnie on siedzi, podszedł ku niemu, aby się przedstawić. Oczywiście, wuj Józef, człowiek dobrze wychowany, wstał. Gość przedstawił się, ale potem nie mógł wytrzymać i powiedział: