Ta strona została przepisana.
wtedy tylko zapracowany wuj Ludwik ze swemi wszystko kochającemi niebieskiemi oczami i ten jasnowłosy anioł. Nikogo więcej.
Z początkiem zimy dowiedziałem się w Krakowie, że umarła śmiercią tak tragiczną, iż wspominać o niej nie chcę.
Umarła śmiercią naturalną.
Miała anielską twarz i dłonie, jak białe motyle.
Gdyby się mnie kto zapytał, czy kochałem więcej swą Matkę czy ją — to dziś, już jako człowiek dojrzały, nie wiedziałbym, co odpowiedzieć.
Bo jeśli Mama była dla mnie zawsze uosobieniem wielkiej życiowej siły, jaką jest Wisła dla całej Polski, to wujenka Marynia była dla mnie i została zjawiskiem z tamtego świata.
Mamę kochałem, w wujence Maryni kochałem się całą miłością dziecka.