Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/195

Ta strona została przepisana.


KONIE.


W Grobli największe niebezpieczeństwa groziły mi zawsze ze strony Wisły i koni. Konie kochałem ponad wszelkie pojęcie ludzkie, i już sam zapach stajni działał na mnie dziwnie podniecająco. Pisze się w malarstwie o różnych przedziwnych holenderskich światłach i kolorytach. Jeżeli gdzie można to znaleźć, to na pewno w stodole lub stajni, gdzie słońce skąpe ma wyraźny charakter i brunatne, ciepłe tło. Poza tem był jeszcze węch, który chwytał chciwie aromat bardzo mocnych ciał. Czy to nie był skutek anemji?
W stajni przebywałem wciąż i od dzieciństwa jeździłem konno. Pierwszy raz posadził mnie na konia parobek, kiedy miałem pięć lat. Zaznawszy tej rozkoszy, stale wieczorem wybiegałem naprzeciw koni, wracających z pola. A tam mnie na jakąś szkapę wsadzano i puszczano do domu.
Jednego razu jechałem sobie tak na koniu, trzymając się rogów od krakowskiego chomąta. Koń był zmęczony i spragniony, więc wolnym krokiem na dziedzińcu podszedł do studni, pewien, iż w korycie znajdzie wodę, ale koryto było puste. Wobec tego mądry