własne nazwisko, zresztą chwalebne i niezbędne, bo bez drożdży chleba niema.
I wtedy zgłosił się do pani Ździarskiej z propozycją, że odkupi od niej dokumenty szlacheckie dla swych dzieci, które w takim razie, o ile prawda nie wyszłaby nawierzch, mogłyby być pretendentami do tronu polskiego.
Ale pani Ździarska dokumentów nie sprzedała.
Jeden z synów pani Ździarskiej zrobił karjerę jako klarnecista w austrjackiej kapeli wojskowej. Z drugim spotkałem się po wielu latach, kiedy był bufetowym w pewnej żydowskiej restauracji we Lwowie. Poznał mnie i odrazu po imieniu mnie nazwał, a potem zaczął rozpaczać nad swym losem, pogardzonym herbem i utraconym majątkiem:
— Takie włości przepadły, panie Jerzy! — mówił. — Takie włości!
Trzydzieści morgów.
Ale Drożdż dokumentów nie dostał.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/198
Ta strona została przepisana.