Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/199

Ta strona została przepisana.


ŻYCIE WE WSI MEJ MATKI.


Jest tak:
Nie wolno dziś mej Mamie wejść do kuchni. Mnie wolno. Wiem dobrze, co się w kuchni dzieje. Przy ogromnym piecu, buchającym ogniem i ciepłem, z oczadzonym okapem, siedzą dziewczęta i wiją wieńce z sośniny, ogromne, czarnozielone i cudownie wonne wieńce, wśród których są również z sośniny uwite piękne cyfry mej Matki. W to wplata się kwiaty.
Mamie wogóle przez cały dzień prawie nie wolno chodzić, bo wszędzie przygotowuje się dla niej niespodzianki. Skutkiem tego jest wzruszona, wszystkim wdzięczna i dla wszystkich niezmiernie dobra. Porywa ją prąd miłości całego otoczenia.
Nadchodzi wieczór. Siedzimy w jadalni, a za oknami jest już szaro. W oknach rolet żadnych niema, mieszkamy przecież w szklanym domu i przed nikim nie mamy żadnych tajemnic.
Słychać ciężkie kroki i rozmowy, prowadzone szeptem, któryby można usłyszeć na kilometr. Tajemniczo, z wielkim hałasem, pod gromką komendą jakaś gromada ustawia się