Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— No, co wolisz, gadajże raz! — mówi Mama, już zniecierpliwiona czekaniem.
Odpowiedź Lolka jest dyplomatyczna.
— Proszę o „centówkę“.
To znaczy:
— Wprawdzie ja „centówki“ nie wolę, ale dla pewnych przyczyn muszę ją wziąć. W gruncie rzeczy należałaby mi się i „centówka“ i kajzerka z szynką. Ale — cóż!
— Ne! — mówi znów Mama.
Lolek bierze bez entuzjazmu „centową“, wysoko sznyclem wypchaną, rozsiada się wygodnie i je w milczeniu.
— A ty, Tanczuś?
Mały Tanczuś stoi przy oknie, zapatrzony w migający przed nim błękitny świat, zalany potopem światła. Wiatr szarpie go za miękkie, jasnozłote pukle. Nie słyszy.
— Tanczuś! — woła na niego Mama.
Zwraca ku niej różową twarzyczkę o jasnoniebieskich oczach. Uśmiecha się niemi do Mamy.
— Co będziesz jadł?
— Wszystko jedno. Co Mama da.
Mama daje mu bułkę z polędwicą. Sama nie je w tej chwili nic. Zanadto się zmęczyła i zdenerwowała wyjazdem. Dzień jest upalny, a ona się nie wyspała, i coś jej nad lewą skronią niewyraźnie. Od czasu do czasu jakaś zielona plamka w tęczowej obwódce tańczy przed