Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/29

Ta strona została przepisana.


DYGRESJA.


Mama strasznie bała się burzy.
Pamiętam, kiedyś, gdy jeszcze Ojciec nasz był lekarzem w Rzeszowie — Lolek był wtedy maleńki — mieliśmy pokój stołowy z wielkiem oknem i balkonem, z którego było bardzo daleko widać tamtejszą falistą, pagórkowatą okolicę i przecinającą ją drogę. Tym gościńcem Ojciec często jeździł do okolicznych wiosek furą chłopską lub wózkiem żydowskim. Punktem obserwacyjnym Mamy był wówczas obszerny fotel, ustawiony za stołem tak, aby można było widzieć z niego okolicę i gościniec wieczorem. Mama zwykle czytała, robiąc machinalnie pończochę, a ja wierciłem się jej za plecami na fotelu. Tam, za plecami Mamy, pobierałem pierwsze lekcje francuskiego.
— La lampe — lampa! — mówiła Mama.
— La lampe — lampa! — powtarzałem.
— La table — stół!
— La table —
— Nie wierć mi się tak wciąż za plecami! Więc — la porte — drzwi.