Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/86

Ta strona została przepisana.

wy nad Wisłę do jednego z synów, który prowadził roboty ziemne przy regulacji. W takich razach brała zwykle i mnie, ponieważ jednak byłem za mały, aby usiedzieć na siedzeniu, skutkiem tego stawiano mi w bryczce między nogami Babci podnóżek, Babcia zawijała mnie w poły swego płaszcza i tak podróżowaliśmy sobie razem. Jeśli wracaliśmy późnym wieczorem, spałem znakomicie, ciepło płaszczem otulony. Przypominam sobie jedną taką noc księżycową. Wracaliśmy od wuja Ludwika z nad Wisły. Zbudziłem się nagle, ponieważ bryczka zwolniła biegu i zaczęła się bardzo kiwać. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu ujrzałem dokoła bryczki jakąś wodę i usłyszałem plusk jej pod nogami koni. Na drobno marszczące się fale padał blask księżycowy, a niedaleko widać było czarne, wielkie, stare drzewa. Trwało to chwilę tylko, poczem przypomniałem sobie, że jedziemy brodem, ale ta jedna chwila była nadzwyczajna. Nagle rozbudzony dzieciak spojrzał w głąb księżycowego światła, w samo serce nocy. Był to świat, jakiego jeszcze nie widziałem. Wszystko było w tej chwili zaziemskie.
Ile lat mogła mieć Prababcia? Nie wiem. Pamiętała dobrze 31-szy rok, wolne miasto Kraków, 46-ty rok, 63-ci... Nie opowiadała o tem, przynajmniej mnie nie. Nie byłbym i tak zrozumiał. Myśmy sobie z Prababcią