albo part swój z domu wyciągnie a oni przecie żyli z tego, co we czworo zarobili. Musiałby tatk dać mu trochę pieniędzy na początek — a właśnie chcieli dom na przyszły rok rozszerzyć, wesele też kosztowałoby coś... Nei!
Jako nieodrodna córka rybaka Etta była w sprawach majątkowych i pieniężnych bardzo ostrożna i nieprędko się decydowała.
Niemniej cała rodzina ubolewała nad niegodnym postępkiem Józka i nie szczędziła mu wyrzutów.
Rozgoryczony tem wszystkiem chłopak zawezwał na ostatnią schadzkę kochankę, z którą w ostatnich czasach stosunki zerwał. Postanowił się z nią ostatecznie rozmówić i obmyślić jakieś załatwienie sprawy.
Spotkali się na plaży późnym, chmurnym i bezgwiezdnym wieczorem jesiennym. Na pustym strądzie nie było jednak ciemno, bo morze rzucało pewien blask na biały piasek, tak, iż nawet w dość znacznej odległości można było widzieć czerniejące na wybrzeżu łodzie. Usiadłszy na jednej z nich Józk zapalił papierosa i czekał, rozmyślając w ciszy ciepłego wieczora o swym wielkim „trosku”. Rozważając ciężki swój los, wspominał chwile słodko spędzone z dziewczyną, która niczego od niego nie żądała, nie opierała mu się, której nic nie obiecywał i z którą było mu dobrze.
Przyszła — zakłopotana trochę, onieśmielona, ale przyszła. Nie przypuszczała, że wezwał ją na jakąś rozmowę czy naradę, brała rzeczy znacznie prościej. Neńka i tatk szkalowali na nią za to, że z nim chodziła. Mieli prawo. Nie powinna była chodzić, sama o tem wiedziała, ale chodziła, póki on z nią chodzić nie przestał. Przestał — wiedziała, że tak będzie. Teraz on ją zawołał. Zastanawiała się długo nad tem, czy pójść, i rozum mówił jej, aby nie iść, ale tak jej wszystko w ostatnich czasach dokuczyło, że na złość postanowiła pójść i poszła — jeszcze ten jeden ostatni raz, jak sobie w duchu ślubowała. Gdy przybiegła
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
110