Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

nał Kułak uroczyście swe opowiadanie — wangorze, bytujące leniwie na ich dnie, instynktownie otrząsają się ze swej gnuśności i zaczynają się ruszać. Posuwając się zwolna dnem rzeczułek, rzeczek i większych rzek, wytrwale kierują się ku Wiśle. W duszach tych dziwnych ryb — to są cuda, powiadam ci, cuda! — żyjących w błocie, w mrokach dna i w gęstwie porostów, o które lubią się wycierać — budzi się marzenie o morzu, naraz, niespodziewanie rodzi się jego wspomnienie, z czego znów powstaje tęsknota, dążenie tragiczne i niczem niepowstrzymane, nieprzeparte dążenie, o jakiem ludzie nie mają wyobrażenia. Ono każe rybie opuścić wygodny kąt, w którym wzrosła, i ciągnąć w krainy nieznane, puszczać się w romantyczną wędrówkę, pełną przygód i niebezpieczeństw.
— Widzisz, nawet i w tem jest romantyzm! — wtrącił Tomasz.
— O, przyroda jest niesłychanie romantyczna! — przyznał Kułak i opowiadał dalej:
— Ileż więcierzy musi ominąć, ile ostrych haczyków połknąć, nim wreszcie wydostanie się na morze! Ale tu czekają na niego dziesiątki tysięcy żaków, linki na kilometry w morze wysunięte. I tu dopiero ten nasz rzeczny węgorz wyciera się w czystym piasku morskim, kąpiąc się w słonej wodzie, puszcza z siebie cuchnący bagnem szlam i staje się szlachetnym, wytwornym i delikatnym w smaku, bardzo poszukiwanym węgorzem bałtyckim, czarnym, lecz o białym brzuchu, znanym w handlu jako „Blankaal”. Wędruje zaś tedy najprawdopodobniej dlatego, że tu, w zatoce Puckiej, żyją stale węgorze niewędrowne, mniejsze od wędrownego, chudsze, ze złotemi brzuchami — przypuszczalnie samce. W zimie one śpią, zagrzebane w piasku i wtedy ludzie łowią je na ościenie.
Opowiadał, a Tomasz słuchał, oczami duszy przenikając na dno morskie. Widział na niem niezliczone, wciąż sunące naprzód czarne, milczące, uparte za-

126