kanci wrócili na swe miejsce pod ścianą i zagrali „foxtrotta”.
— Proszę! — zdziwił się Tomasz. — Foxtrotta!
— A cóż ty myślisz! — rzekł Kułak. — Oni nie znają ani starych tańców, ani pieśni, ani strojów. Wstydzą się tego, bo to niemodne! Podoba się im marynarskie ubranie, bo zgrabne, ale zresztą wszystkiego, co trąci rybackim stanem, wyzbywają się. Kiedy im podczas jubileuszu proboszcza zaproponowałem, żeby mu wystawili bramę triumfalną z paczen, rem, wioseł, żaków i niewodów — mało mnie nie zbili! — Może stare skorznie każe nam pan Kułak na tej bramie pozawieszać! — wrzeszczeli. — A toby było fajn! Pan chce, żeby nas ludzie wyśmiali!
Wyśliznęła się jedna para, druga, panienki w krótkich sukienkach, pomarańczowych, żółtych lub zielonych sweaterach, z wstążeczkami we włosach zlekka ufryzowanych, w lakierkach, chłopcy po marynarsku.
— Tańczą dobrze! — rzekł po jakimś czasie Tomasz.
— Bardzo dobrze i zupełnie przyzwoicie, o ile sobie za dużo gorzały nie wsmarują. Ale i wtedy starają się... Oni starają się być „panami”, uważasz, „noble”.
— Wcale im tego za złe nie biorę... Czemu ci tam dwaj tańczą w czapkach?
— Marynarze. Taki zwyczaj — pochodzący prawdopodobnie z oberż portowych.
Zadudniały wpobliżu kroki restauratora.
— Panowie pozwolą, że kieliszki wezmę, a dam filiżaneczki. — ...Dziś niedziela!
— Nie róbże pan głupstw! Przecie zabawa!
— Taki przepis, panowie wiedzą!
— Masz, on myśli, że jest przepis, nakazujący w niedzielę podawać wódkę w filiżankach!
Sala była już pełna.
Muzyka grzmiała, pary kręciły się wciąż, w przerwach pito. Twarzyczki panienek były różowe. Na-
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
131