Tak to trwało jakiś czas, lecz powoli źródła dochodów zaczęły wysychać i w pokoiku szewieca robiło się coraz posępniej. Głodu nie było, co więcej, Agnes paradowała w nowych trzewiczkach i w nowym sweaterku i nie była gorzej ubrana od innych dzieci, z któremi się bawiła, zato ojciec jej z każdym dniem więcej pochmurniał. Była już późna jesień, rybacy potrzebowali skorzni. Był „west”. Naddawszy, poszedł do „nordy” — „bretlindzi” mogły się pokazać lada dzień — skorzni na gwałt potrzebowano, bo jakże wyjeżdżać „na mjerze” w dziurawych i podartych!
Szewiec to rozumiał — i zląkł się. Teraz, kiedy zaczął żyć jak człowiek, i gdy go biała gorączka opuściła, w niewytłumaczony sposób genjalny pomysł rozpłynął mu się w jakiejś mgle. Wszystko, tak jasne do niedawna i proste, wydawało mu się głupstwem, niedorzecznością lub niepodobieństwem. Nie mógł pojąć, co się stało. Przestał się odzywać do żony, która, instynktownie zaniepokojona, bezustannie myła garnki, lub biegała po piasek na strąd, z przymusem tylko i jak nieprzytomny gawędził z córeczką i całemi godzinami nad czemś rozmyślał.
Dobrze mu było w wiosce, cicho, spokojnie. Pił i tu, ale przecie żył zdrowiej i lepiej niż w Gdańsku — a z pewnością bardzo dobrze było tu dziecku i żonie. Agnes była szczęśliwa, zdrowa, wesoła. Nie ruszałby się stąd, pozostałby tu na zawsze... Tylko te skorznie z jednym szwem...
Jeśli ich nie wymyśli, nie zrobi... Nie stanie się nic wielkiego! Nie! Zbierze jeszcze trochę pieniędzy i zpowrotem ucieknie do swoich, do Gdańska, gdzie tymczasem już może zapomniano. Cóż mu kto zrobi? Jeśli go stąd zaczną niepokoić, skarżyć, on powie, że wszystko to jest skutkiem nieporozumienia. Przyjmował zamówienia na skorznie i chciał je robić, ale „die dummen Kaschuben” uparli się, żeby on im koniecznie robił skorznie o jednym szwie... Czy widział kto coś po-
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
150