Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatem niech pani słucha wielkiej nowiny, a dowie się pani. Jeżeli człowiek w przeciągu dwóch miesięcy może nietylko podleczyć się, ale dowiedzieć się tyle, iż słusznie woła: — Ten człowiek nauczył mnie — żyć! — to znaczy, iż z wypoczynku można czasem wynieść korzyść — na całe życie. A pani, droga i piękna pani Łucjo, chce przecież żyć — dobrze...
— Zapewne! — przyznała pani Łucja.
— Otóż morze. Widzi pani — jestem stary chłop, dużo przeszedłem, przemyślałem, taki byłem nieraz mądry, doświadczony — a jednak z żalem myślałem o czasach, kiedy rano i wieczorem w koszuli nocnej klękałem gołemi kolanami na ziemi przy łóżku i — mówiłem pacierz.
— Wspomnienia dzieciństwa... — bąknęła pani Łucja.
— Nie, na serjo, pani Łucjo! Potrafiłaby pani dziś gołemi kolanami klęknąć po dziecinnemu przy łóżku i zmówić pacierz — tak, z całej duszy?...
— Ja jestem religijna!...
— E-e-e! Religijna! Wy jesteście na dziwnie poufałej stopie z Panem Bogiem — choć On z wami nie. To już nie żadne modlitwy, ale „depesze gratulacyjne”, a pani nie rozumie, że Bóg nie poto każe się kochać, aby się bez tego obejść nie mógł, lecz dlatego, że przez miłość Boga ludzie stają się lepsi i szczęśliwsi.
— Właściwie, dlaczego pan to mówi? — zapytała dama, zwróciwszy na pana Buszyńskiego poważne spojrzenie.
On ją również spojrzeniem ogarnął i rzekł:
— Pani wie, że... jako tak zwane „dziecię wieku” — przeciw wiekowi nie grzeszyłem, choć on przeciw duszy ludzkiej grzeszył wielce. Pani Łucjo, dziś, od niepamiętnych lat, pierwszy raz rano zmówiłem pacierz — i wie pani co? — jakgdyby mi kamień z serca spadł. Zrozumiałem też, że tu jest coś, co tę nabożność nietylko budzi, lecz może ją wzmocnić. Mój dzi-

8