— Myślisz, że jabym sobie tu nie znalazł roboty? Człowiecze! A clever man has always something to do, yea! Wędziłbym półgęski, handlowałbym puchem i pierzem gęsim, łabędzim, wypychałbym mewy, a ich pierze też jest „klasa”, marynowałbym w formalinie i spirytusie różne gady morskie dla szkół średnich — uważasz, fauna morza naszego! — wytapiałbym tran z merszwinów, wydzierałbym czarne piórka z ogonów dzikich kaczorów na rajery, człowiecze.
Akcentował po kaszubsku na „o”
— wyrabiałbym takie cuda, o jakich świat nie słyszał!
Tymczasem rybacy wspominali lata, w których szprotów wcale nie było, inni zaś przywodzili sobie na pamięć nieobliczalne, wprost fantastyczne pochody ławic szprotowych.
Zwłaszcza jeden taki pochód był sławny i o nim znów wszczynano długie i szczegółowe rozmowy. Wielka ławica szprotów śmigała wówczas po Bałtyku tuż pod samym nosem rybaków, obeszła Hel i całe Małe Morze i wykręcając się wciąż rybakom, wymijając niezliczone mance, wyniosła się niewiadomo dokąd. Do dziś pamiętali rybacy wszystkie nieoczekiwane i niespodziewane zwroty tego olbrzymiego, śmigającego po morzu srebrnego węża, tej tajemniczej, nieuchwytnej, ze wszystkich ich podstępów śmiejącej się arabeski, to tu, to tam niewyraźnie lśniącej w wodzie.
— Życie ryb jest tak tajemnicze — odezwał się raz Tomasz — że graniczy niemal z mistycyzmem. Nikt nie wie, co się dzieje w wodzie.
— Nie wie! — potwierdził Kułak. — Ale częściowo można czegoś dowiedzieć się o niem z obserwacji nieba, które jest zwierciadłem morza... Tylko, że my niewiele w niem widzimy... Jo, wszystko to bardzo ładnie, ale jeśli tak dalej pójdzie, to ja adwent przegram... — Dzieńdobry, stary Pawle! Masz ty jakie wangorze schowane?
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
202