że nie lekarstwa mi są potrzebne. Naraz ksiądz, który mnie odprowadzał, odezwał się z miną niezadowoloną: — Wszystko to dobrze, czy właściwie niedobrze, ale główna rzecz to, że ty żyjesz nie po chrześcijańsku!
Tak trafił w sedno, że aż się zdziwiłem. Odrazu zrozumiałem przyczynę swej choroby. Ale przecie chciałem rzecz głębiej zbadać, więc rzekłem:
— Co ksiądz katecheta ma mi do zarzucenia? Chodzę do kościoła, uczę się dobrze.
— Ja ci nic nie mam do zarzucenia — odpowiedział ksiądz — prócz tego, że żyjesz nie po chrześcijańsku. Na czem to polega, ty sam tylko wiesz.
Miał słuszność. Ja wiedziałem.
Później, po wielu latach przechodziłem raz nad wieczorem koło katedry, w której właśnie odprawiano nabożeństwo majowe. Brama była szeroko otwarta, nad głównym ołtarzem żarzył się łuk świateł, organy grały. Oddawna już żyłem nie po chrześcijańsku i w tem niechrześcijańskiem życiu byłem utwierdzony, a teraz właśnie szedłem na pijatykę z kolegami. Zatrzymałem się tylko na chwilę, ukląkłem — i łzy rzęsiste polały mi się z oczu. Zrozumiałem, że wyrzekłem się czegoś bardzo drogiego dla — głupstwa.
Temu głupstwu różnych odcieni służyłem wiernie i długo. Jakie rezultaty osiągnęliśmy — Pani wie. Zdziczenie zaszło tak daleko, że człowieka religijnego uważa się niemal za głupca.
Tu, wśród ludzi prawdziwie religijnych, gdzie wiara jest żywa, śmieję się z mądrości naszego wieku i twierdzę, że pierwszy lepszy Kąkol jest mądrzejszy od Einsteina. Powiedzieć to łatwo, trudniej wyciągnąć odpowiednie konsekwencje i wprowadzić je w życie.
Aby stać się do tego zdolnym, wiele myślę o rybakach i ich życiu i niech mi Pani wierzy, bardzo dużo korzystam, a równocześnie utwierdzam się w swych zamysłach i zamierzeniach.
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.
240