Teraz cała maszoperja już, nie wyjmując małych chłopców, stała na zoloju i, nie zważając na fale, z namiętnemi okrzykami wyciągała na brzeg matnię.
Oczy świeciły, na policzki wystąpiły rumieńce. Pierwszy laskorn! Co będzie? Bo jeśli Pan Bóg poszczęści, jeśli da dobry połów, to w jednym dniu maszoperja może zarobić więcej, niż za cały czas zimowego rybołówstwa.
— Jest ryba, jest! — zaczęto wołać.
Matnia skakała jak żywa. Trzepotało się w niej kilkadziesiąt srebrnych mielnic i kilka okazałych łososi. Chciwe żylaste dłonie wyciągają się po ukochane, piękne, drogie ryby, które wyrywają się i padają na piasek. Dłonie rybackie, które przed chwilą jeszcze, rzekłbyś, pieszczotliwie trzymały te pełne życia stworzenia, aby się niemi nacieszyć, teraz pragną ich krwi. Kto umie, zwiera łososiowi kark zębami i tak go dusi. Inny dobija ryby karkulicą, a gdy już przestaną się miotać, płócze je morzu, aby łuska nie straciła swego pięknego blasku. A potem układa się porządnie w kistach naprzód srebrne mielnice, na nich srebrnoczarne łososie, a potem zakrywa się to wszystko od słoneczka i znowu składa się laskorn na bat, i znowu wyjeżdża się na morze wydawać i znowu na znak dany podniesieniem wiosła ludzie wplatają się w łańcuch i zaczynają ciągnąć od zoloju do gór, w milczeniu, z oczami pełnemi morza i nieba.
Tak pracowali aż do południa, poczem, pozostawiwszy niewód w morzu, rozeszli się po domach na pólnie, ale jak tylko się najedli i odpoczęli trochę, wrócili na strąd ciągnąć i ciągnęli tak aż do wieczora.
A na drugi dzień już trzy maszoperje łososiowe ciągnęły na Bałtyku laskorny, zaś wkrótce przyłączyła się do nich czwarta, borowska. Od wczesnego rana aż do wieczora ludzie pracowali na strądzie, tak że tym, których tonie były daleko od wioski, bialki musiały
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.
271