masło, wszelki tłuszcz zwierzęcy, mięso, ser, w Wielki Piątek nawet jaja i mleko. Ludzie głęboko religijni, o duszy dziecięcej, znacznie żywiej i o wiele bezpośredniej przeżywają Mękę Pańską, która ich za każdym razem na nowo przeraża i przygnębia. Nie brzmią tu z organów słodkie akordy „Requiem” Verdi’ego czy Mercadantego, ani cudne głosy śpiewaków. W kościele rybackim słowa „Ach ach! na krzyżu umiera, Jezus oczy swe zawiera” pełne są rozpaczy i prawdziwie gorzkiego żalu. I nietylko usta, ale i dusze śpiewają: — Rozbrat obłudny świecie! wypowiadam, grzechów się moich wyspowiadam!
Moment dla grzeszników zatwardziałych tak straszny, że serca ich truchleją na samą myśl o spowiedzi. Dawniej radzili sobie jakoś. W Swarzewie był czcigodny, prześladowany przez rząd niemiecki ks. Ambroży, przezacny staruszek — i głuchy. Do niego jak w dym walili wszyscy, tak że penitentom opędzić się nie mógł. Był też drugi, ulubiony spowiednik, który w konfesjonale zażywał tabaki, a wtedy, jak kichał, penitent szybko wyliczał mu grzechy najcięższe. Obecny ksiądz był bardzo dobry. „Anioł!” — mówili o nim wszyscy. I on sam raz podczas kazania opowiedział rybakom opowieść o księdzu i zbrodniarzu, któremu ksiądz nie chciał dać rozgrzeszenia i jakto wówczas z krzyża odezwał się głos Chrystusa: — Ty nie odpuścisz, ale ja odpuszczę, bo nie na to zbawiłem ludzi przez swą śmierć na krzyżu, żebyś ty nie odpuszczał! — To wiedząc, niektórzy, gdy księdzu co ukradli, zaraz mu się z tego spowiadali, wiedząc, że związany tajemnicą spowiedzi, nie doniesie na nich. Ale to byli ludzie lisi, którzy spekulowali niecnie na tajemnicy spowiedzi. Nie tego bali się prawdziwi grzesznicy, lecz tylko tego, że wyznawszy grzechy księdzu, którego poważali i kochali, obawiali się, iż erę w jego oczach stracą, której to myśli duma ich znieść nie mogła.
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.
275