Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

Dlatego ciężkim okresem był Wielki Tydzień dla Emila Czarnego, jednego z najzamożniejszych rybaków, handlarzy i wędzarników, człowieka znacznego i wybitnego przyjaciela, lecz zarazem i konkurenta Kułaka, któremu w żaden sposób nie mógł sprostać. To też, nie przebierając w środkach, obarczył sumienie różnemi, a licznemi denuncjacjami, niegodnemi podstępami, intrygami i innemi świnstewkami, w gruncie rzeczy dowodzącemi bardzo niskiego i nieszlachetnego sposobu myślenia, a Emil Czarny wiedział, że naprawdę tak nie jest. On przecie z niebezpieczeństwem życia już kilku rybaków z morza wzburzonego wyciągnął, a gdy był na wojnie, rozmyślnie strzelał tak, żeby nikogo nie zabić. Ale czego ten Poluch tu chce? Czemu Kaszubom chleb odbiera!
Teraz — trzeba się spowiadać. Myślał Emil Czarny o swych grzechach wielkich, myślał też o męce Chrystusa Pana i ogromna go zdejmowała żałość. Każdy dzień, jak głaz grobowy, ciążył mu na sercu, bo każdy był stracony, spędzony w stanie grzechu, powiększał jego zatwardziałość i skazywał go na potępienie.
Już miał Emil iść do spowiedzi, gdy znów brakło mu odwagi. To go tak zgnębiło, że „dostał swój Sauftag“. Pił naprzód w Borze, prędko, posępnie, w pojedynkę. Po pierwszych kieliszkach zrobiło mu się jaśniej na duszy, więc pił dalej. Że jednak towarzystwa żadnego nie było, posmętniał znowu i wziąwszy budlę, wrócił do domu. Tam zaczęła na niego wadzić i szkalować żona, że w Wielki Tydzień pije, skutkiem czego podrażniony, i widząc, że go nikt nie rozumie, budlę wypił, skrzyczał bialkę i poszedł pod „Łososia”, spodziewając się znaleźć jakiegoś kompana. Że jednak dusze były szczerze skruszone, więc jaki taki, wypiwszy parę kieliszków i napiwszy się piwa, zmykał, aby się grzechu nie dopuścić. To Emila jeszcze bardziej zmartwiło i choć ciotka Lina, która go dobrze znała, starała się bawić go rozmową, on stawał się coraz bar-

276