Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wiem i nic mnie to nie obchodzi, wiem tyle tylko, że gdybym do tego morza naszego nie był dotarł, musiałbym się z pewnością drugi raz urodzić, ażeby je przecie zobaczyć, bo bez niego miara mych grzechów i dobrych uczynków stanowczo nie byłaby dopełniona.
Jeśli jednak niełatwą rzeczą jest wżyć się w morze, to o wiele trudniejszą będzie opowiadać o niem tym, którzy go zupełnie nie znają i nie odczuwają — jak to ma się w całym naszym narodzie, wybitnie lądowym. Weźmyż pod uwagę: Naprzód samo morze jako takie, potem ludzie morscy, tak różni od ludzi lądowych i niemożliwi do zrozumienia dla kogoś, kto nie odczuwa morza, następnie rybołówstwo z swemi niezbadanemi tajnikami życia podwodnego, prądów i wiatrów, związana z tem psychologja rybaków, mnóstwo nowych prac, obecnie rozpoczętych na naszych wodach, ich stosunek i łączność z odległemi oceanami u nas prawie nieznanemi, zamierająca a tak mało znana przeszłość, stosunek przeciętnego lądowego Polaka do morza — co wybrać, od czego zacząć, ku czemu dążyć? Co tu ważniejsze? Czy to, co przemija, czy to, co ma być i może będzie, ale czego jeszcze niema? Co chwytać w tem życiu, tak zmiennem zawsze, codzień innem i w którem niema nic pewnego?
Nie trzeba być zbyt ambitnym, przeciwnie, uderzywszy w pokorę należy robić to, co się ma najbliżej pod ręką, w myśl starej maksymy, że gdy się ma naraz dużo do zrobienia, najlepiej robić powoli lecz porządnie jedno po drugiem.
Dlatego w powieści swojej przedstawiłem przedewszystkiem najważniejszą część sceny, t. j. półwysep Helski, i najważniejszych aktorów, czyli rybaków, ludzi. Bez nich tu o niczem mówić nie można i cokolwiek będzie w przyszłości, nigdy się tu bez nich nie obejdzie. Obraz nakreślony przeze mnie jest, mojem zdaniem, niepełny i pozbawiony wielu rozmaitych cieniowań, ale wszystkiego w jednej pracy pomieścić nie

300