Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

Połowy łososia są tak intratne, że Helanie porzucili dla nich nawet węgorze.
Śledziki. Rybka ta poławia się na naszych wodach stale w lecie i wczesną jesienią, jest znakomita na świeżo, nie nadaje się jednak zupełnie na solenie, ponieważ jest zbyt chuda. Są to śledziki likowe (Gruenhering). W braku odpowiednich wagonów nie można transportować jej na ląd w świeżym stanie. Wobec tego konsumuje ją Gdańsk. Bywają też — niezawsze — śledziki zimowe, które wędzone są świetne, ale liczyć na nie nie można. Śledziki te, zupełnie niesłusznie, noszą u nas nazwę „sielawek”, które żadną miarą nie mogą mieć nic wspólnego ze śledziami, jako że należą do łososiowatych.
Szproty. Najważniejsza ryba naszego morza, ale bardzo niepewna. Rybacy nasi nazywają ją „rybą kunsztowną”. Zależy ona od wiatru i od temperatury wody. Najmniejsza zmiana rzuca nią w zupełnie inną stronę morza. Mimo to szprota lekceważyć nie można, bo choć kapryśny, stale jest w Bałtyku. Oczywiście, jeśli się na niego czeka na brzegu, to może przyjść albo i nie, przypuszczalnie jednak zaopatrzenie rybaków w kutry przyczyniłoby się znacznie do poprawienia sytuacji. Ta mała rybka o wartościach pożywnych tak wielkich, że ją stawiają narówni z wołowiną i baraniną, daje blisko 50 proc. ogólnej wagi naszych połowów morskich i 25 proc. ogólnego dochodu z naszego rybołówstwa morskiego. Przeciętny połów szprota w Polsce wynosił dotychczas tylko pięć razy mniej niż w Norwegji, mimo iż wybrzeże polskie jest co najmniej dwadzieścia razy krótsze niż wybrzeże Norwegji między Bergen a Stawanger, głównemi ośrodkami przemysłu szprotowego.
Jednak, choć bywają znakomite lata szprotowe (np. w 1907 r. złowiono na naszym wybrzeżu 10,000 tonn szprotów, t. j. tyle, ile się łowi na całem wybrzeżu

325