przez nie śmiech. Pewnie przy oknie byli już panicze.
Neńka szkalowała o rozbity talerz.
— Ty jest czysto niedoczyniona! Przez ciebie zawsze przyjdę do szkody.
— Ja waju ten talerz odkupio!
— Doch nei! Ten talerz ja mialam już pięć lat, a dalam za niego dwadzieścia groszy, choć był wart pól marki! Takiego taniego talerza nie kupisz dziś za największe detki! I choćby ty talara dala, to nie dostaniesz za niego talerza, co był wart pól marki a kosztowal dwadzieścia groszy! A tera bioj do księżej panny koper alać, bo ja już nie mam!
Pobiegła, lecz gdy wróciła, panienek nie było.
Rzuciła neńce koper na stół i popędziła na plażę.
Biegła, nie zwracając uwagi na to, że ludzie przystają i patrzą na nią ze zdziwieniem, biegła, modląc się w duchu i omal nie płacząc.
Zdaleka już zobaczyła „ich” miejsce i na plaży dwa barwne punkty — różowy i błękitny.
Czy zdąży?
Widziała, jak jedna panienka wchodziła powoli w wodę przy brzegu. Woda musiała być dość zimna, bo panienka cofnęła się szybko i zaczęła rozmawiać ze swą przyjaciółką, która stała opodal i przyglądała się jej. Po chwili pierwsza znowu weszła w wodę po pas i nacierając piersi i ramiona, czekała na towarzyszkę, zbliżającą się do niej z pewnem wahaniem. Wreszcie obie wzięły się za ręce i już miały iść dalej w morze, gdy nadbiegła Zolojka, krzykiem i ruchami przyzywając je na brzeg.
Usłuchały jej trochę zdziwione. Dowiedziawszy się, w czem rzecz, wykąpały się przy brzegu, udając, że zrozumiały jej wykład o bekach, kulach i rewach.
— Z pewnością zadrwiła sobie z nas! — rzekła jedna Marysia, gdy Zolojka uradowana odeszła.
— Poco miałaby to robić? — odparła druga.
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.
52