— To od breku, człowiecze! — stwierdzał dobrodusznie Edward Kunsztowny.
— Jo, od breku! — przyznawał również dobrodusznie genjalny szewiec. — Jedzenie musi na mnie czekać...
Człowiek był cichy, zgodliwy, pracowity, więc stary rybak wkrótce się z nim zaprzyjaźnił, zwłaszcza, gdy zauważył jego dobroć dla małego Eryka. Pijaczyna nieraz wołał do siebie chłopaczka, głaskał go po jasnej główce, coś mu opowiadał, a czasami podawał mu na zasmolonej łapie cukierki, które przynosił w kieszeni, skutkiem czego były oblepione kłakami i tabaką. To jednak nic nie znaczyło. Eryk pluł na cukierki, obcierał je o spodenki i chrupał z całą przyjemnością.
Po długich rozmowach wyszło na jaw, iż genjalny szewiec uciekł z Gdańska z powodu niezrozumiałych jakichś zatargów z klientelą, oraz z powodu zawiści drugich szewieców, zazdroszczących mu wynalazku skorzni o jednym szwie. W Wolnem Mieście pozostawił bialkę z dzieckiem, siedmioletnią córeczką, złotowłosą i niebieskooką, jak i mały Eryk, i teraz bardzo do niej tęsknił.
Edward Kunsztowny rozumiał to.
— Bez bialki i dziecka człowiekowi jest osobliwie smutliwie! — przyznawał. — Ale co na to poradzić?
Rozumiał, że Gdańszczanin, czując się w wiosce nieźle, pragnął żonę z dzieckiem sprowadzić. Ale z czego będzie żył? Jak goście wyjadą, zostaną sami tylko rybacy, między którymi szewców było tylu, iż gdański majster nie miałby żadnej roboty... Z samego szewiectwa niktby tu nie wyżył.. Chyba, gdyby tak skorznie o jednym szwie, jo, to byłoby co innego... Jo, skorznie z jednym szwem! Ale jest to możliwe? Takich skorzni nikt nie zrobi!
— Doch! — mówił genjalny szewiec z Gdańska. — Doch! — Jest możliwe! Ja to już mam obzorgowane! W Gdańsku Wysoki Komisarz międzynarodowy robić
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
68