»Raz stargawszy me pęta, z przyjacioły memi,
Wojnę ludziom! — bo wojna przeznaczeniem ludzi,
Bo sama w nich natura żądzę wojny budzi.
Patrz! gdzież się nasycili łupem i rozbojem?
Kraj zamienią w pustynię, i to zwą — pokojem!
Nie, by ziemie zdobywać, — dość, gdy jej mam tyle,
Ile mi wkrąg potrzeba na zamach mej broni, —
Lecz, by nie być ich łupem, muszę być jak oni!
Chcę władzy — nie co z trwogą przez niezgodę włada,
Nie! ja w moc tylko ufam! — podstęp przyzwię wreście,[1]
Jeśli się kiedy w ludnem zniewolniczym mieście.
Tam-to niebezpieczeństwo godne naszej trwogi!
Tam twa nawet-by dusza mogła zboczyć z drogi.
Obłudnicy zwaśnili, zdrajcy rozerwali!
A niewiasta im łacniej niźli mąż ulegnie:
Gdy los lub świat kochanka poniży i zegnie,
Gdy szyderstwo lub potwarz utopią weń miecze,
I wstydzić się go będzie! — Precz te podejrzenia!
Nie skażą one mojej Zulejki imienia!
»Lecz życie jest grą losu! — Pocóż zwlekać dłużéj
Tu, gdzie nam nic wygranej, wszystko zgubę wróży;
Wyrokiem Giaffira, przemocą Osmana?
Lecz dziś jeszcze na wieki zbędziem tej obawy.
Niech tylko wiatr swe skrzydła przypnie do mej nawy![2]
Raz złączonych na zawsze o cóż bojaźń wzruszy?