Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/169

Ta strona została skorygowana.
XXVIII
1260 
Między pomników i grobów tysiące,

Lśniących się spodem, gdy z boków i z góry
Cyprysy mroczne, choć zieleniejące
Zimą i latem, ścielą cień ponury,
Jak myśl rzucona na groby:[1]

1265 
Jest jedno miejsce, osobne, kwitnące,

Wiecznie zielone, rozweselające
Nawet te gaje żałoby.
Tam jedna tylko, tchnąc samotną wonią,
Róża rozkwita, posępna i blada,

1270 
Rzekłbyś, rozpaczy zasadzona dłonią:

Tak mdła, tak słaba, że, zda się, wiatr lada
Liść jej po polu rozproszy.
Jednak choć wicher, choć burza się wścieka,
Kwiat jej trwa cało; choć ręka człowieka,

1275 
Co wszystko piękne w tym kraju pustoszy,

Kwiat jej oberwie, — niepojęta władza
Kwiat ten nazajutrz na nowo odradza:
Jakby duch jaki miał ją w swojej pieczy,
Który jej rany łzami niebios leczy,

1280 
I czarodziejską mocą swego śpiewu[2]

Co noc kwiat nowy wykołysze z krzewu!

Nie dziw, że dotąd helleńskie dziewice
Wierzą, że kwiat ten nie jest z tego świata,
Co mu ni szkodzić nie śmią nawałnice,

1285 
Ni szrony zimy, ani skwary lata;

On zawsze smutny, lecz piękny jak w maju,
Zdaje się tęsknić po kraju swym — raju.

Nad kwiatem co noc ptaszek jakiś śpiewa,
Ukryty w liściach pobliskiego drzewa:

1290 
Sam dotąd ludzkiem okiem niedojrzany,
  1. w. 1264. Jak myśl rzucona na groby... W oryg. »Jak pierwsza niewzajemna miłość«.
  2. ww. 1280—1 dodane przez tłumacza.