Zmienił on duszę, wprzód nim czyny swemi
Wyparł się nieba, wojnę wydał ziemi.[1]
Z młodu pan siebie, więzów świata jeniec,
By drżeć, zbyt mocny, by ulec, — zbyt hardy;
Za chęć być dobrym — cel szyderstw lub wzgardy:
Zamiast nawzajem wzgardzić zgrają podłą,
On przeklął cnotę, jak swych cierpień źródło.
Choć znał, zapomniał, że są lepsi ludzie,
Dla których lepiej darów swych używszy,
Znalazłby szczęście i stał się cnotliwszy.
Lżony, gardzony, bez zgryzot nawzajem
I obrał sobie za swój cel na ziemi —
Za winy kilku mścić się nad wszystkiemi.
Czuł się występnym — lecz, dumny, rozumiał,
Ze nikt nie lepszy, choć nim zdać się umiał;
Czyni to skrycie, co mężny na jawie.
Nienawidzony, wiedział, że u ludzi
Nienawiść jego strach i grozę budzi:
Przestawał na tem; — zimny, dziki, hardy,
Stronić, drżeć przed nim, potępiać go, skarżyć,
Kląć, może każdy, — lecz nikt lekceważyć!
Depcą robaka, — lecz któż bez bojaźni,
Kto nie pomyśli, nim węża rozdrażni?
Wąż zginie, ale i wroga zabije,
Sam się nań rzuci, łamie się, pasuje, —
Choć nie pokona, krew jadem zatruje.