Nikt nie zły całkiem: — i w duszy Konrada
Szydzi on z drugich, że ich wikła w sieci
Namiętność godna szaleńców lub dzieci;
Sam, próżno rozum przeciw niej wytęża, —
W nim nawet miłość wolę przezwycięża.
Jedyna dotąd i niczem nie zmienna!
Tłum się mu branek na oczy nawija:
On ich ni stroni, ni szuka — lecz mija.
Niejednę piękność w mocy swojej trzyma,
Tak, jest to miłość! — jeżeli myśl tkliwa,
Stateczna w próbach, w każdej chwili żywa,
Której samotność, świat, szyderstwo ludzi
Ani, co większa, sam czas nie ostudzi, —
Nie zaćmi smutkiem — póki Ona blisko;
Która w boleści, w gniewie, ni w niedoli,
Cierpkiego na Nią słowa nie dozwoli
I bez pociechy woli znieść katusze,
Jeśli myśl taka, niezmienna, niepłocha,
Jest tem, co zowią kochaniem: — on kocha!
Występca, zbrodzień, z każdej cnoty zboczył,[2]
Przeciw tej jednej w niczem nie wykroczył;
Świeci mu jeszcze, jak gwiazda nadziei.
- ↑ w. 300. W oryg.: »żadna z nich nie cieszyła go (soolhed) w jego najmniej nieopanowanych (unguarded) godzinach«.
- ↑ ww. 313—6 w oryg.: »Był nędznikiem — tak, sypią się nań gradem wyrzuty, — lecz nie była nędzną Namiętność, ani jej potęga, która jedynie dowiodła, że gdy wszystkie cnoty znikły, tej najmilszej cnoty nie mogła zgasić nawet Zbrodnia!«