Niewolnik, z duszą na rozkaz gotową.[1]
Nad dary drugich, droższe jego słowo,
Gdy jakby z serca głębi tajemniczéj
Lecz rzadko słodycz w parze z jego duszą:
Nie dba, czy zechcą, gdy, co każe, muszą.
Czy podłość drugich, czy dumy szaleństwo:
On depce miłość, by mieć posłuszeństwo.
Zbliżył się Żuan: »Czy wszyscy gotowi?« —
— »Już są w okręcie; ostatnie przy lądzie
Czółno to czeka, póki wódz nie wsiądzie«. —
»Miecz mój, płaszcz, trąbkę!« — Miecz przyjął z niechcenia,
»Zawołać Pedra!« — Przyszedł, — Konrad wita;
Pierwszemu z wodzów grzeczność należyta.
»Weźmij ten papier! — zawiera rozkazy
Ważne, — bacz pilnie na wszystkie wyrazy.
Ma je wykonać. — Straż podwoić wszędzie!
Za trzy dni, jeśli... jeśli wiatr posłuży —
Powrócę. Bądź zdrów!« — i nie zwłócząc dłużéj,
Podał dłoń, ścisnął, — skinął na wioślarzy,
Ruszyły wiosła; jak gwiazd droga mléczna[2]
Iskrzy za niemi jasność fosforyczna.
Dopłynął nawy, stoi na pokładzie,
Gwiznięto z góry, — ruch w całej gromadzie.