Katować więźnia, gdy się sam nie broni;
Napaść dom Greka, sprzęt skruszyć pod nogą,[1]
Bić — byle tylko nie zabić nikogo!..
Gdzieniegdzie tylko słychać jęk i razy.
Lecz to żart! — Basza zakazał obrazy.
Wzdłuż brzegu wszędzie śmiech, muzyka, wrzawy;
Kto kochasz głowę, śmiej się, dziel zabawy!
Wytężył dowcip, — łaje i przeklina.
W biesiadnej sali, w lśniącym złotogłowiu,[2]
W białym zawoju, wsparty na wezgłowiu,
Seid śród gości spogląda wesoły.
Twarz jego płonie, ogień iskrzy z oka:
Pije on, mówią, napój nie Proroka.
Nie śmieją drudzy: prawowierni, trzeźwi;
War wonnej mokki myśl w nich tylko rzeźwi.
Gdy almy w środku tańcują wesoło.[3]
Jutro na bitwę! — lecz dziś, w nocnej porze,
Nie dość bezpiecznie puszczać się na morze!
Na wzdętych falach sny nie tak powabne,
Więc się dziś bawią; — jak błyśnie świtanie,
Pójdą, bo muszą; — nadzieja w Koranie!
Choć widok floty i gwar tłumnej rzeszy
Ziemską nadzieją niemniej dumę cieszy.