»Lecz baszo! głosu i sił mi już braknie,
Trud odpoczynku, głód posiłku łaknie.
Pozwól, bym odszedł. — Pokój, pokój z wami!
Odchodzę za was modlić się ze łzami«.
Stój! — słyszysz? każę! — musisz odpowiadać!
Usiądź! wieczerzę przyniosą ci słudzy,
Nie będziesz pościł, gdzie ucztują drudzy.
Powiesz mi potem, jak naoczny świadek,
Nie wiedzieć czemu, derwisz drgnął i srogo
Z pod brwi zmarszczonych spojrzał, jakby z trwogą.[1]
Łaska w nim baszy nie budzi wdzięczności,
Ni go snadź wzrusza cześć obecnych gości,
Jak błysk po licu przebiegła i znikła.
Usiadł w milczeniu, i wrychle na nowo
Przybrał wzrok zimny i postać surową.
Przynieśli ucztę — wykwintne potrawy.
Zadrżał na widok, ze wzgardą odpycha...
Dziwna w zgłodniałym wstrzemięźliwość mnicha!
— »Co ci, derwiszu? — jedz! — ust ci nie splami
Psie jadło giaurów; tuś nie ze zbójcami.
Co podzielona koi gniew zawzięty,
Sprzysięgłe na się łączy pokolenia
I serc nieprzyjaźń w braterstwo przemienia?...«
- ↑ w. 737. jakby z trwogą — bez sensu dodane przez tłumacza dla rymu.
- ↑ w. 740. w oryg.: »był to jedynie sekundowy przypływ krwi w złości, który przebiegł przez jego lico i zaraz się uspokoił«. Odyniec podaje zamiast tego: »bladość niezwykłą«.
- ↑ w. 745—6. W oryg: »odsunął się od potraw, jakby w nich była trucizna domieszana«.
wolnemu (Freedom’s bosom), musi pierwej złamać moje kajdany, nim osuszy moje łzy«.