Miłość, nienawiść naprzemian nim włada,
Gdy lub Gulnarę wspomni, lub Konrada.
U stóp mu siedzi piękna niewolnica,
Wzrokiem obawy patrząc w jego lica
Iskry uczucia w sercu jego szuka;
On, licząc niby kaliwa różańca,[1]
Kroplami w myślach przelewa krew brańca.
»Baszo! dniem chwały dziś cię Allah darzy,
Ma umrzeć — słusznie! — wart twej nienawiści.
Lecz czyżbyś większych nie osiągł korzyści,
Gdybyś pozwolił — sam to rozważ ściśle,
Ja radzić nie śmiem, lecz mówię, co myślę, —
Ten raz, na krótko, z więzów się wykupił.
O skarbach jego wieść cuda rozgłasza,
Radabym, żeby posiadł je mój basza!
On znów, osłabion klęską poprzedniczą,
Lecz gdy tu zginie, tamci zdjęci zgrozą
Uciekną z wyspy i skarby uwiozą«.
— »Słuchaj, Gulnaro! gdyby mi za każdą
Kroplę krwi jego dyjamentu gwiazdą
Dawano sztabę złota dziewiczego,
Gdyby, jak plotą arabscy bajarze,
Skarb w Salomona zamknięty pieczarze[2]
U stóp mi sypał: — za te wszystkie dary