Nie w słowach tylko grożę, i nie próżno!
Wejdź w siebie dobrze! — pomnij! bądź ostrożną!«
Szyderstwo w ustach, gniew wisi nad okiem.
Nieznany jemu hart niewieściej duszy,
Że go surowość ni groźba nie skruszy.
Nie zna Gulnary, nie wiedział, co ona[1]
W niewiarze, mniema, że krzywdę poniosła;
Nie wie, skąd litość w sercu jej tak wzrosła.
Zbawca — więc słusznie, że wdzięczność dlań czuje;
Branka — nad losem więźnia się lituje.
Na niebezpieczne znów się waży prośby.
Znów pogardzone; — aż w głębi jej duszy
Zawziął się zamiar... nic go już nie wzruszy:
Ujdzie z nim z więzów — lub zginie w katuszy!
Dzień i noc przeszły. Konrad męki tajne
Zniósł, w strasznej walce zwątpień i bojaźni, —
Gdy każda chwila zda się chwilą kaźni,
Gdy się krok każdy, co u drzwi rozlega,
Kiedy głos każdy, co się ozwie w ciszy,
Mniema ostatnim, co przed śmiercią słyszy;
On zniósł to wszystko, — mężnie i spokojnie
Dotrwał w najsroższej z sobą samym wojnie.
Dręczącą wewnątrz myśl tępi lub nuży: