A z tem narzędziem cóżbym zrobił w boju?«
— »Nieufny człeku! — przekupiłam straże;
Chciwe zapłaty, uczynią, co każę.
Dość wyrzec słowo, a więzy twe spadną,
Czas, choć był krótki, użyłam go godnie,
Na twój ratunek — choć może na zbrodnię.
Zbrodnię?... nie! — nigdy zbrodnią się nie wyda
Śmierć prześladowcy. — Pójdź, zabij Seida!
Jam też nie była ni dzika, ni krwawa,
Aż on sam jeden zatruł moję duszę!
Skrzywdził mię, zelżył, — pomszczoną być muszę.
Obwinił o to, czem dotąd gardziłam:
Śmiej się! ty możesz, — on nie miał przyczyny,
Nie! — jam się jeszcze nie czuła do winy.
Chciałam cię zbawić, krwią-bym okupiła,
Lecz nie wiedziałam, że to miłość była.
Sam on myśl zdrady rzucił mi do serca.
Jam nie kochała jego, lecz nikogo
Kochać nie śmiałam... Kupił mię — zbyt drogo,
Bo niekupione serce biło we mnie.
Urągać, wmawiać nie zaczął zamiaru,
Żem chciała z tobą ujść podczas pożaru.
To fałsz, wiesz dobrze; — lecz wróżby zawiści
Skrzywdzone serce prędzej później ziści.
Nie! — prosić nawet nie mogłam bezkarnie.
Na to on tylko czas tej zwłoki łożył,
By tobie cierpień, mnie żalu przymnożył.
Mnie też on grozi! — czas jakiś łaskawie