»Nie natom, pani, z ognia cię ratował;
Nie chciej, bym czynu dobrego żałował!
Dzień wnet zabłyśnie, — ja wprzód spocząć muszę«.
— »Śpij, śpij! o wschodzie ockniesz się na palu!
Umrzesz jak zbrodzień: cel wzgardy, nie żalu.
Słyszałam rozkaz, widziałam zebrany
Reszty nie ujrzę... nie zdołam cię przeżyć.
»Korsarzu! trudnoż wznieść dłoń i uderzyć?
Rozmyśl się! — miłość, nienawiść, zniewaga,
Twe bezpieczeństwo tej śmierci wymaga.
Ujść nie zdołamy pogoni Seida.
»Pójdź! niech go słuszna nie minie zapłata,[1]
Za moje młode, pohańbione lata,
Za krzywdy twoje, za krew braci twojej!
»Co? — jeszcze nie śmiesz? — Więc ja się odważę!
Ujrzysz, co ręka kobiety dokaże.
Straż przekupiona... wychodź stąd czem prędzej!
Ujrzym się wolni, — albo nigdy więcej!«
Znikła, — on drżący oczyma ją śledzi.
Wlokący łańcuch w węzeł zebrał w ręku,
By i szedł wolno, i nie wydał brzęku.
- ↑ w. 1657—1664. W oryg.: »Jeden cios przekreśli moją pohańbioną młodość — długie, długie zmarnowane lata i zarazem nasze przyszłe trwogi; ale skoro umiesz lepiej władać mieczem niż sztyletem, ja popróbuję, czy ręka kobieca jest silna. Straże są przekupione, — w jednej chwili wszystkoby się skończyło. — Korsarzu! spotkamy się bezpieczni, lub nigdy się nie spotkamy; jeżeli zawiedzie moja słaba ręka, to chmura poranna zawiśnie nad rusztowaniem dla ciebie i nad całunem dla mnie«.