Kryjąc uśmiechy, z podziwieniem w oku
Szepcą, i ku niej spoglądają z boku;
A ona, wyższa, niższa od płci swojéj,[1]
Milczy — i na dół spuściwszy źrenice,
Gęstą zasłonę nawlokła na lice;
Ręce na piersiach złożone z pokorą.[2]
Konrad bezpieczny, — w piersiach tych nie gorą
Serce kobiety tkliwem pozostało.
Pojął to Konrad, i czuł mimowoli
Wstręt dla jej zbrodni, lecz żal dla niedoli.
Co uczyniła, żadna łza nie zmaże,
Lecz już się stało! on karać niezdolny.
Wielka jej zbrodnia, lecz on przez nią wolny!
Ona dla niego poświęciła siebie,
Wszystko na ziemi, i wszystko swe w niebie!...
Skroń jej schylona od myśli głębokiej,
Bladość marmuru piękną twarz okrywa, —
I tylko jedna ta plama straszliwa,
Krew zabitego, co barwy nie mieni,
Ujął jej rękę: drżała, — już za późno!
Tak trwożna teraz, mogłaż być tak groźną?
Ścisnął jej rękę: drżała, — i dłoń jego
Osłabła; uczuł drżenie głosu swego.
- ↑ w. 1809—10. Sens jest taki: »A ona, równocześnie niższa przez swoją nieśmiałość, a wyższa przez odwagę zbrodni od płci swojej«.
- ↑ w. 1813—6. W oryg.: »Choć więcej niż szał mógł napełnić to łono, dochodzące do ostateczności w uczuciu miłości czy nienawiści, w dobrej czy złej woli, przecież największa ze zbrodni nie odebrała jej kobiecości«.