Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/242

Ta strona została przepisana.

Kryjąc uśmiechy, z podziwieniem w oku
Szepcą, i ku niej spoglądają z boku;
A ona, wyższa, niższa od płci swojéj,[1]

1810 
Krwi się nie bała, ich wzroku się boi!

Milczy — i na dół spuściwszy źrenice,
Gęstą zasłonę nawlokła na lice;
Ręce na piersiach złożone z pokorą.[2]
Konrad bezpieczny, — w piersiach tych nie gorą

1815 
Gniew ni nienawiść, i cobądź w nich wrzało,

Serce kobiety tkliwem pozostało.

XVII

Pojął to Konrad, i czuł mimowoli
Wstręt dla jej zbrodni, lecz żal dla niedoli.
Co uczyniła, żadna łza nie zmaże,

1820 
W dzień gniewu swego niebo ją ukarze.

Lecz już się stało! on karać niezdolny.
Wielka jej zbrodnia, lecz on przez nią wolny!
Ona dla niego poświęciła siebie,
Wszystko na ziemi, i wszystko swe w niebie!...

1825 
Z żalem ku brance spojrzał czarnookiej.

Skroń jej schylona od myśli głębokiej,
Bladość marmuru piękną twarz okrywa, —
I tylko jedna ta plama straszliwa,
Krew zabitego, co barwy nie mieni,

1830 
Śród tej bladości jedna się czerwieni!...

Ujął jej rękę: drżała, — już za późno!
Tak trwożna teraz, mogłaż być tak groźną?
Ścisnął jej rękę: drżała, — i dłoń jego
Osłabła; uczuł drżenie głosu swego.

  1. w. 1809—10. Sens jest taki: »A ona, równocześnie niższa przez swoją nieśmiałość, a wyższa przez odwagę zbrodni od płci swojej«.
  2. w. 1813—6. W oryg.: »Choć więcej niż szał mógł napełnić to łono, dochodzące do ostateczności w uczuciu miłości czy nienawiści, w dobrej czy złej woli, przecież największa ze zbrodni nie odebrała jej kobiecości«.