Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/293

Ta strona została przepisana.
XVI
1030 
Nad rannym i zabitym świeci gwiazda dniowa:

Tu pancerz porąbany, tam bez hełmu głowa;
Tu koń bez jeźdźca pada, pod nim ziemia jękła,
Odetchnął tchem ostatnim — i popręga pękła.
Tuż przy nim ostatkami jeszcze życia drgała

1035 
Noga, która go bodła, ręka, co kiełznała.

Drudzy, z gorączką w ustach, leżą przy strumieniu,
Co szmerem konających urąga pragnieniu;
To pragnienie pierś pali, gorączkę rozszerza
Tym, co śmiercią gwałtowną konają żołnierza,

1040 
I zmusza nadaremnie szukać dla ochłody

Ust spalonych — ostatniej, jednej kropli wody.
Wciąż konwulsyjnem drganiem, odrętwieli prawie,
Swoje członki skościałe wleką po murawie.
Ostatki życia trwoniąc mocowaniem siły,

1045 
Już dopadli strumienia, — usta się schyliły,

Czują świeżość nadwodną, chłód rzeźwiący zdroju,
Czekają! — widać, że już nie pragną napoju.
Pragnienie niezgaszone... skądże ta odmiana?
Ach, była to męczarnia — lecz już zapomniana!

XVII
1050 
Pod lipą, na trawniku ponadbrzeżnym rzeki,

Leży rycerz, od sceny poboju daleki,
Leży Lara i śmierci wygląda godziny.
Niegdyś jego towarzysz, a dziś stróż jedyny,
Kaled klęczy przy panu i ze łzami w oku

1055 
Pogląda, jak krew tryska z rany jego boku.

Radby ją zatamować szarfy swej ściśnieniem,
Co z każdem drganiem lała czarniejszym strumieniem,
A gdy słabszym oddechem pierś robić zaczęła,
Powolniej, lecz wielkiemi kroplami płynęła.

1060 
Sam ledwo mówić może, lada jedno słowo

Dech więzi, boleść rany powiększa na nowo.