Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/317

Ta strona została skorygowana.
XI

Już północ: księżyc na gór ciemnym wierzchu
Okrągłą tarczą w nocnym świeci zmierzchu.
Cicho błękitne fale morza płyną,

195 
I niebo ciche nad wody równiną

Wkrąg naciągnęło błękitne obsłony,
Jakby ocean w górze zawieszony,
W którym się kąpią światłych wysp tysiące,
Dzikim, duchownym blaskiem pałające!

200 
Któżby, puszczając oko z ich promieniem,

Nie spuścił wzroku na ziemię z westchnieniem?
I nie zapragnął skrzydła, by z tej ziemi
Wzlecieć pod gwiazdy i zmieszać się z niemi?
Fala po brzegach leży cicha, czysta,

205 
Jako powietrze modra, przezroczysta;

Zaledwo pianą kamyki potrąca,
Cicho, łagodnie jak strumień szemrząca,
Fala kołysze do snu wiatry senne;
Wiotkie, fruczące sztandary wojenne

210 
Wzdłuż swoich drzewców spadły, i w ich zwoje

Złote księżyce kryją rogi swoje.[1]
Czasami ciszę przerwie nocna czata,
A głos jej hasła w powietrze ulata;
Czasem koń zarży stęskniony do stada,[2]

215 
A z gór przyległych echo odpowiada.

Gwar obozowy szmer daleki niesie,
Jak szeleszczący suchy liść po lesie.
Gdy głos Izanu zdjętych snem żołnierzy
Przeciągłym śpiewem budził do pacierzy,

220 
Śpiew ten posępny w północnej godzinie

Jak duch samotny wionął po dolinie.
Była to nuta muzyczna, lecz dzika,
Jak wiatr, gdy strunę arfy napotyka,[3]

  1. w. 211. Złote księżyce — półksiężyce wyhaftowane na sztandarach.
  2. w. 214. stęskniony do stada — dodatek tłumacza.
  3. w. 223. strunę arfy — rozpięta na dachu arfa o 2—3 stru-