I z niej dobędzie jakiś ton urwany,
Zamkniętym w murach (choć mur twierdzy gruby)[1]
Zdał się być krzykiem proroczym ich zguby,
Z serc oblężonych wyganiał nadzieję!
Oblegających nawet zatrząsł dreszczem,
Pod którem serce na chwilę drętwieje,
I znowu bije żywszemi pulsami,
Wstydząc się wrażeń, jakie roim sami.[2]
Tak trwoży nagły, przechodni jęk dzwonu,
Stał namiot Alpa na morskiem wybrzeżu;
Gwar i śpiew zamilkł, było po pacierzu, —
Straże zajęły miejsca wyznaczone,
Wszystkie rozkazy wydane, spełnione;
Szczęśliwsze jutro tę mękę złagodzi,
Wszystkiem, czem zemsta, czem miłość tak cenna
Drażnioną zwłokę hojnie wynagrodzi.
Już noc nie długa, Alp chce snu skosztować,
Lecz w jego duszy, jak fale zmieszane,
Ciągle falują myśli rozigrane.
Wojsko śpi, Alpa wciąż czuwa źrenica!
W nim niema głośnej fanatycznej chluby,
Lub ważyć życie nad przepaścią zguby,