Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/334

Ta strona została skorygowana.

Sam wezyr stanął przed armiją całą;
Wnet ruszą z miejsca, gdy hasło da działo;
Kto żyw w Koryncie, niech od miecza zginie,

670 
Ludzi, kamienie, zagrzebać w ruinie.

W niebiosa biją dzikiemi wrzaskami:
Alla hu! krzycząc, Bóg i prorok z nami!
»Jest wyłom do przejścia, drabina ze sznurów,
Wpadnijcie, szczeblujcie na wierzchy tych murów!

675 
Kto pierwszy tam wpadnie, krzyż łupem zdobędzie,

Co sercem zapragnie, niech pyta, mieć będzie!«
Mówił Kamurdży, wezyr mężny, śmiały,
Wtem za odpowiedź szable zaszczękały,
Tysiące głosów w dzikim gniewie wrzasło,

680 
Zapalić działo! — Słyszycie? — to hasło!
XXIII

Jak głodne wilki, szczujące pospołu
Niestrwożonego ich liczbą bawołu, —
Ten strasznie ryczy, żarem oczu błyska,
To bodąc boki krzywym rogiem toczy,

685 
To kopytami miecie piasek w oczy,

W górę podrzuca, to o ziemię ciska,
A śmielszych trupem ściele jako snopy:
Z takim zapędem poszli na okopy,
Skąd śmiałki żywej nie unieśli stopy,

690 
Niejedne piersi miedzią powleczone

Zasłały ziemię jako szkło stłuczone.
Kula w poskokach, niosąc pocisk śmierci,
Środkiem poległych piasek rwie i wierci,
I — jak padali — leżą szeregami,

695 
Jak trawy świeżo podcięte kosami,

Gdy przy dnia schyłku z łąk schodzą kosarze;
Trup leżał gęsto, tuż przy twarzach twarze.