Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/335

Ta strona została przepisana.
XXIV

I jak kaskada, ze stromej skały
Z ciężkim łoskotem wciąż spadająca,

700 
Podmyte wodą głazów kawały

Z pianą ze grzmotem w dół strąca;
Jako śnieżne lawiny
Na alpejskie doliny, —
Tak parci tłumem Koryntu synowie

705 
Wstecz się cofali za szańcowe ściany;

Szturm był zbyt długi i często wznawiany,
A tłum Moślemów naciskał w parowie.
Wkrąg oskoczeni niewiernych nawałą,
Gromady padły, — niewielu zostało!

710 
Ściśnięci w garstkę, nie rzucają broni,

Noga przy nodze, dłoń była przy dłoni.
Zgiełk, pocisk, wystrzał, zmieszane języki,
Rannych, wpółżywych, zwycięzców okrzyki,
Z działowym grzmotem razem się zlewały.

715 
Dalekie miasta z podziwem słuchały

Tej głośnej bitwy, wątpiąc, czy swych wrogów,
Czy ziomków ujrzą u drzwi swoich progów,
I czy się smucić, czy się cieszyć miały
Tym niezwyczajnem chaosem hałasów,

720 
Który przepadał w głębie gór i lasów,

Pobudził wichry na morskiej topieli,
I pędził echem przez błonia i jary,
Od Salaminy aż do Megary;[1]
Nawet, jak mówią, w ciszy głębokiéj

725 
Hałas tej bitwy słyszeli

W brzegach pirejskiej zatoki.

XXV

Miecze i szable, w boju wyszczerbione,
Aż po rękojeść w krwi były zbroczone.

  1. w. 723. Megara — miasto na drodze z Aten do Koryntu.