Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/336

Ta strona została przepisana.

Szańce zdobyte, i żołnierz w rozwięzi

730 
Oddał się cały łupieży i rzezi.

Przez okna domu, w którym wróg bezcześci,
Przebił krzyk dziki i lament niewieści:
Z pośpiechu stopa lecąca dziewicy
Plusnęła we krwi na bruku ulicy;

735 
Tam i sam jeszcze, śród zgiełku i jęku,

Naprzeciw wrogów stoi z bronią w ręku
Rozpaczna garstka z dwunastu, dziesięciu:
Wszyscy przysięgli w przedśmiertnem objęciu[1]
Nie złożyć broni, aż polegną sami!

740 
O ścianę muru oparci plecami,

Z groźną postawą wroga na cel brali,
I mieczem siekli, lub walcząc, padali.
Wśród nich stał starzec, — włos jego był biały,
Lecz krzepką dłonią jeszcze oręż imał,

745 
Honor tej bitwy na swej szabli trzymał,

A trupy przed nim w półkole leżały.
Jeszcze się ścinał z wrogiem, niezraniony,
Cofający się, lecz nieoskoczony.
Wprawdzie pod połą świetnego kaftana

750 
Kryły się blizny, ale każda rana

Dawniej, nie dzisiaj, szablą kresowana.
Starzec był krzepki, silny, że w te czasy
Małoby młodych poszło z nim w zapasy.
W pierś jedną więcej miał zwróconych ciosów,

755 
Niż na swej głowie białych, rzadkich włosów.

W prawo i w lewo szabla starca świeci, —
Gdy w krwi ją broczył, wiele matek Wschodu
Opłakiwały przyszły owoc płodu,
Że swoich ojców nie ujrzą ich dzieci.

760 
W rozpacznej walce wiek mu sił nie słabił,

Choć mógł być ojcem tych wszystkich, co zabił.
Starzec, oddawna bezdzietny na ziemi,
Radby swych wrogów widzieć bezdzietnemi,

  1. ww. 738—9 dodane przez tłumacza.