Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/351

Ta strona została przepisana.

Ileż to westchnień i uścisków długich...
Jak jedne usta przyrosły do drugich
Wówczas, gdy pełnem światłem blask księżyca
Z grożących niebios na jej spada lica,

55 
A każda gwiazda, świadek jej niewiary,

Zda się ją winić i przyzywać kary.
Ten nawał westchnień, ten uścisk tak czuły,
Silnie do miejsca zbrodni ich przykuły.
Lecz już czas nagli i rozstać się muszą:

60 
Z drżącą więc, ciężką rozchodzą się duszą,

Skryty dreszcz trwogi krew ich lodem ścina,
I pierwszy zbrodnię już karać zaczyna.

V

Hugo na łoże samotne się schronił,
Skąd tęskną myślą za kochanką gonił;

65 
I ona także swe niewierne skronie

Na ufnem męża złożyła już łonie.
Lecz jakaż sen jej kłóci tajemnica,
Jakaż to burza uczuć barwi lica?
Cicho się sennem odzywa imieniem,

70 
Którego we dnie wyrzecby nie śmiała,

Miłosnem męża przyciska ramieniem,
Do serca, które nie dla niego pała.
Zrywa się Azo, uściskiem zbudzony, —
Poi go widok sennych marzeń żony;

75 
Jakże się mile tą pieszczotą łudzi,

Która w nim tyle dawnych wspomnień budzi,[1]
Jakże rozrzewnia go ta miłość tkliwa,
Która się nawet i w snach jej odzywa.

VI

Lekko do swego przytula ją łona,

80 
Sennym się słowom przysłuchuje w ciszy...
  1. w. 76. W oryg.: »(bierze) za takie pieszczoty, jakie zwykł uważać za źródło swego szczęścia«. — Wobec młodego wieku Paryzyny tłumacz najniepotrzebniej wprowadził dawne wspomnienia.