Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/361

Ta strona została przepisana.

Ślepo się w zbrodni rzuciła bezdroże,
A swej rozpaczy, wstydu znieść nie może.

345 
Lecz jeszcze, jeszcze żyje i oddycha —

Ach, czemuż nawet i śmierć ją odpycha;
Jakaż w niej ciemność — jak okropna zmiana!...
Pękła nić myśli, boleścią zerwana!
Jak ów łuk silny, deszczem rozwolniony,

350 
Zdala od celu błędne strzały ciska,

Tak i jej umysł, męczarnią zburzony,
Dzikiemi tylko marzeniami błyska.
Zmarła jej przeszłość — a przyszłość sczerniała
Takiem niekiedy światłem się rozświeci,

355 
Jak kiedy nocna zaryknie nawała,

A błysk jej czarną pustynię przeleci.
Czuje, że dusza jej jak lodem ścięta,
Że ciężar jakiejś tłoczy ją boleści,
Że się w tem jakiś wstyd i zbrodnia mieści,

360 
Że ktoś ma umrzeć, — lecz kto?... nie pamięta.

Żyjeż? — nie żyje?... istotnież to ziemi,
Ziemi tej stopy dotyka się swemi? —
Nieboż to widzi? — ludzież to tym wzrokiem,
Czy też szatani grożą jej dokoła?

365 
Jej — co niedawno śmiejącem się okiem

Tysiączne wkoło rozjaśniała czoła?
Wszystko w obłędnej duszy powikłane,
Zmącone czucia i myśli stargane,
Kłócą się dziwne bojaźni, nadzieje,

370 
To się rozrzewnia, to znów dziko śmieje,

Radość jej w burzę, boleść w szał się zmienia,
Walczy z widmami strasznego marzenia,
Zda się, że jakiś czarny sen ją łudzi...
Sen to szaleństwa, — już się nie przebudzi.

XV
375 
Smętno-ciężkiemi z wieży jęcząc tony,[1]

Zwolna klasztorne kołyszą się dzwony.

  1. w. 375 i n. Cały ustęp XV ma w oryg. onomatopeiczną formę