Poszłaż w klasztorne schronić się ukrycie,
Nieba przez twarde dobijać się życie,
Przez lata cierpień, przez modły i posty,
Sztylet-że skarał zbrodnię jej niewiary?
Czy też z zatrutej śmierć wypiła czary?
Czy też Bóg zrządził tak przez litość swoję,
Aby cios jeden zgładził ofiar dwoje,
Uderzył razem w serce Paryzyny,
I tak gwałtownem rozdarciem jej duszy
Od długiej życia uwolnił katuszy? —
Nikt tego nie wie, nikt wiedzieć nie będzie,
Lecz nacóż w płonnym gubić się obłędzie;
Życie zaczęła, skończyła w boleści.[1]
I Azo inną żonę wybrał sobie,
I znowu hoże syny mu wzrastały,
Jak ten, co zdawna w swoim więdniał grobie.
Zimnem on wzrost ich przymierzał spojrzeniem,
Lub też z tłumionem patrzył się westchnieniem,
Lecz nigdy łzą mu nie błysła źrenica,
Czoło mu piękne, wzniosłe i szerokie
Czarna myśl wnętrznym pokrajała bojem
W brózdy przedwczesne, liczne i głębokie,
Gorącym cierpień wyorane krojem[2]
Skutki zbyt długiej i ciężkiej katuszy!
Żal, boleść, radość — wszystko w nim zamarło,
Długie mu tylko, ciężkie dni zostały,