Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/421

Ta strona została przepisana.

Że i dziób nawet żarłocznego kruka

465 
Po zmarzłem licu jak po lodzie stuka.

Puszczę tę zarósł gąszcz młody, zielony, —
Gdzieniegdzie stały dęby, sosny, klony;
Szczęściem, że zrzadka, — gdyż w takim rozgonie
Stokroć-bym pewno roztrzaskał się o nie.

470 
Gnące się krzewy ciała mi nie darły,

A chociaż wszystkie rany się zawarły,
Zimnem okrzepłe, — przecież ból przemogłem,
A żem był w pętach, z konia spaść nie mogłem.
»Szumiąc po liściach, z całej pędził siły

475 
Wśród drzew, wśród wilków, co za nim goniły,

A które ciągle tuż za naszym śladem,
Mordem dyszące, całem biegły stadem, —
Tym długim cwałem, co nieraz w manowcach
I gniew i zapał znuży w psach i łowcach;[1]

480 
O kilka kroków, w dzień już prawie biały,

Widziałem, jak się przez gąszcz przewijały,
A w nocy-m słyszał, jak chrzęszcząc liściami,
Zdradnym poskokiem suwały za nami.
O, jakbym chętnie z niemi bój był toczył,

485 
Rąbał, mordował, miecz mój krwią ich broczył,

I gdym koniecznie już miał paść ich łupem,
Przynajmniej licznym otoczył się trupem!
Zrazu, gdy koń mój z takim pędził szałem,
Chciałem, by ustał, — a teraz się bałem,

490 
Czy ujdzie wilkom; — lecz próżnom się lękał;

Dziki syn stepu twardych sił nie znękał,
Pędził sążnistym lotnej sarny biegiem: —
Ziemia tak szybkim nie ściele się śniegiem,
Gdy zbłąkanego na polu wieśniaka

495 
Nagle osypie, oćmi zawiej taka,

Że już do chaty swej nie znajdzie drogi; —
Tak pędził, chrapał, dziczał z gniewu, trwogi,

  1. po w. 479 opuszczone w przekładzie dwa wiersze: »gdzieśmy tylko biegli, one szły za nami, i nie opuściły nas nawet ze wschodem słońca«.