Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/428

Ta strona została skorygowana.

Tylem żył jeszcze, abym widział słońce
Już raz ostatni dla mnie zachodzące.

700 
W strasznej pewności, że już umrzeć trzeba,

Zimnom się poddał był pod wyrok nieba,
Pod tę śmierć, co nam rok za rokiem grozi
I serca trwogą już ostatnią mrozi;
Co niezawodna — czasem darem bywa,

705 
Nawet gdy nieco zbyt wcześnie przybywa,

Od której przecież jak od sidła stronim,
Myśląc, że naszą troską się obronim;
Czasem naszemi wzywamy ją łzami,
Czasem też sobie zadajem ją sami;

710 
Lecz jakąkolwiek bywa tu śmierć nasza,

W każdej postaci razi nas, przestrasza,
I choć nam męki przerywa najkrwawsze,
Zawsze jest groźną i okropną zawsze.
Dziwna rzecz! — ludzie, co w rozkoszach żyli,

715 
Nad miarę z pięknem pieścili się łonem,

Ucztami, złotem i władzą opili,
Spokojnym często umierają zgonem,
Spokojniej, niźli ciągłych nędz ofiary:
Gdyż ten, co wszystko wypił z życia czary,

720 
Wszelki wdzięk, nowość, — czegóż już przy grobie

Może żałować, może życzyć sobie?[1]
Nędzarz nadzieją lepszej żyje doli,
A choć śmierć sama z nędzy go wyzwoli,
On na nią zwiędłem okiem się użala,

725 
Że mu przyszłego raju drzewo zwala.

Jutro-by może było dniem nagrody
Za wszystkie wzgardy, nędze i przygody,
Jutroby pierwszy dzień mu życia błysnął,
Któryby krwawych łez mu nie wycisnął,

  1. po w. 721 opuszczone w przekładzie cztery wiersze: »i prócz przyszłości (co do której są różne poglądy, nie według tego, czy ludzie są źli czy dobrzy, ale jakie mają nerwy) nie mając niczego innego do obawy«.