Zaledwie skończył, na fali lazurze
Znać plamkę szarą, gdzie przylądku skała
Zrazu jak skrzydło mewy wyglądała,
A za nią druga taka plamka goni,
To się wychyla, to znika wśród toni, —
Aż kiedy bliżej fala je przyniosła,
To dzicy płyną! — Oszumione wiosła,
To się zanurzą, to z głębi wydźwigną,
Snują się łodzie, a fala szeleszcze
I w srebrnej piany rozpryska się deszcze;
Bo dla nich morze to ojczyzna druga,
A od dzieciństwa zabawą: żegluga.
Lecz któż najpierwszy, tak lekki w poskoku,
Z fal jak Nerejda wypluska na piaski, —
W którem miłości i nadziei blaski?
Neuha! ta tkliwa, ta wierna, ta stała,
Na pierś Torkwila jak strumień się zwiała.
Śmieje się, płacze, — bliżej się nagięła,
Że to doprawdy jego uścisnęła.
Zrazu się wzdryga, gdy rany obaczy, —
Widząc, że lekkie, znów się uśmiechnęła,
Bo do takiego widoku przywyka
Czuje żal, litość, lecz nie zna rozpaczy.
Jej Torkwil żyje! Już losy i wrogi
Niezdolne chwili zamącić tak błogiéj.
Radość w jej płaczu, radość w jej westchnieniu!