Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/472

Ta strona została przepisana.

I błogość rajska w każdem wionie tchnieniu
Dziecka natury, w natury zachwycie!

IX

I harde dusze to spotkanie wzrusza,
Bo serce serca do współczucia zmusza;

1015 
Aż się rozczulił Chrystjan tym widokiem,

I patrzał na nich, choć nie łzawem okiem,
Ale z tą dziwną radością posępną,
Co i dla gorzkich myśli jest przystępną,
Gdy, choć już szczęście pierzchło nakształt tęczy,

1020 
Jeszcze z dni lepszych pamiątka się wdzięczy.

»A ja«!... wykrzyknął — i oczy odwrócił,
Chmurny, milczący; lecz jeszcze raz rzucił,
Na młodą parę spojrzeniem tak właśnie,
Jak lew na lwięta popatrzy, nim zaśnie;

1025 
I o kamienne znowu wsparł się stosy,

Jakby o przyszłe niedbający losy.

X

Lecz krótka służy do dumania chwila;
Gdzie sterczy skała przylądku wyniosła,
Groźbą szumiące słychać wrogów wiosła.

1030 
Na ich zagładę wszystko się wysila,

A przeciw losom, ich jedyna tarcza,
Czyż Tobanaju dziewica wystarcza?
Ona przed nimi stanęła na straży,
I zbrojny zdala gdy dostrzegła statek,

1035 
Co chce tułaczów wytracić ostatek,

Szybko na swoich skinęła wioślarzy, —
I dwa czółenka już fala kołysze:
W jednym Chrystyjan i dwaj towarzysze —
Lecz jej z Torkwilem nic już nie rozdzieli:

1040 
W drugiem oboje na morze pomknęli.

Dalej a dalej! Po pianie, po białéj,
Płyną, gdzie wieńcem czernieją się skały,