W Fanalu i Janinie najlepszą mówią greczyzną; w ostatniém mieście kwitnąca istnieje szkoła, którą kieruje Psalida.
Obecnie bawi w Atenach wychowaniec Psalidy, podróżujący w celach naukowych po Grecyi; jest to człowiek inteligentny i wykształceńszy od większéj części uczniów naszych kolegiów. Wspominam o tém dlatego, aby pokazać, że duch wiedzy śród Greków wcale nie zasnął.
„Przegląd“ wskazuje p. Wright’a, autora pięknego poematu „Horae jonicae“, jako człowieka, największe posiadającego kwalifikacye, aby udzielić nam szczegółów o tych nominalnych romansach, oraz o zwyrodnieniu Greków, a równocześnie i o ich języku; atoli p. Wright, jakkolwiek dobry poeta i człowiek zdolny, pomylił się, twierdząc, że albańskie narzecze języka romaickiego zbliża się najbardziéj do mowy dawnych Hellenów; Albańczycy bowiem używają, jak powszechnie wiadomo, tak zepsutego języka, jak Szkoci w Aberdeenshire lub téż Włosi w Neapolu. Janina, gdzie obok Fanalu, greczyzna jest najczystszą, leży, jakkolwiek jest stolicą państwa Ali-Baszy, nie w Albanii, lecz w Epirze; pomiędzy Delwinachi w Albanii właściwéj a Argyrocastro i Tepalinem (daléj nie dotarłem) mówią gorszą greczyzną, aniżeli w Atenach. Usługiwało mi przez półtora roku dwóch z tych szczególnych górali, których ojczystym językiem jest illiryjski, nigdy jednak nie słyszałem, aby ich ziomkowie, z których nie jednego-m widział lub dwóch, ale z jakie dwadzieścia tysięcy w armii Vely-Baszy, chwalili ich greczyznę, przeciwnie, wyśmiewali ich bardzo często z powodu ich barbarzyńskich prowincyonalizmów.
Posiadam jakie 25 listów, pisanych do mnie przoz Kodżję Bachiego Notarasa i inne od tłómacza Kaimakana Morei, który tam rządził w nieobecności Vely-Baszy; uchodzą one za szczególnie piękne przykłady stylu listowego. Otrzymywałem również listy od osób prywatnych, zamieszkałych w Konstantynopolu, pisane stylem napuszystym, ale posiadające charakter starożytny.
Po kilku uwagach o obecnym i minionym stanie języka, dochodzi „Przegląd“ do paradoksu (str. 50), że dokładna znajomość własnego języka stała się dla Coraya nieszczęściem; będąc bowiem mistrzem w języku nowożytnym, nie mógł dobrze rozumiéć greczyzny starożytnéj. Po téj uwadze następuje inna, która wyuczenie się języka romaickiego, jako środka pomocnego do przyswojenia sobie mowy klasycznéj, gorąco poleca zarówno podróżnikom, jako téż kupcom cudzoziemskim, krótko mówiąc, każdemu, prócz tego, kto to zupełnie pojmie; według analogicznego rozumowania można twierdzić, że nasz język starożytny przystępniejszym będzie dla „cudzoziemców“, aniżeli dla nas samych. Co do mnie, to skłaniam się do mniemania, że jakiś żak holenderski (jakkolwiek płynie w nim także krew saksońska) porządnie nałamałby sobie głowy nad „Sir Tristrem’em“ lub nad jakim innym „Auchinleck’owskim rękopismem“, z gramatyką i słownikiem albo bez nich; większa téż część ludzi jest zapewne tego zdania, że tylko tubylec może mniéj więcéj dokładnéj, aby nie powiedziéć doskonałéj nabrać znajomości naszych przestarzałych narzeczy. Uznajemy bystrość krytyka, nie możemy mu jednak wierzyć, tak samo jak Smolletta Lismahagowi, twierdzącemu, że najlepszą angielszczyzną mówią w Edymburgu. Być może, że Coray tu i owdzie się pomylił, jeżeli tak jest, to winę przypisać należy raczéj jemu samemu jako człowiekowi wogóle, aniżeli jego znajomości języka ojczystego, co przecież dla uczonego największą przedstawia korzyść. Tutaj przechodzi „Przegląd“ do zajmowania się tłómaczami Strabona, tutaj téż i ja kończę moje uwagi.
P. W. Drummond, Hamilton, lord Aberdeen, dr. Clarke, kapitan Lenke, Gell, Walpole i inni, znowu w Anglii przebywający, mogą o tym upadłym narodzie wiele dostarczyć szczegółów. Niewielu tych uwag, które poczyniłem, byłbym był zaniechał, gdyby nie wchodzący tu w rachubę artykuł, a przedewszystkiém gdyby nie miejsce, w którém go czytałem: jedno i drugie spowodowało mnie, że
Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/105
Ta strona została przepisana.